Szukaj na tym blogu

Obserwatorzy

Przeprowadzka.

 

Zmiany to coś, co dzieje się w naszym życiu niezależnie od tego, czy tego chcemy czy nie. Mnie raczej one nie przerażają, gdyż powodują, że jestem ciągle w drodze - wciąż się uczę i zbieram doświadczenia. 

Frymuśny poślizg #MDJO

 

Ostatnio poślizgi są na porządku dziennym. Pośliznęłam się w drodze do pracy i wyrżnęłam malowniczego orła na oczach uczniów. Wpadłam w poślizg i, ku uciesze gawiedzi, efektownie zaparkowałam w zaspie śniegu. Zapomniałam o tym, że zapowiedziałam omawianie lektury i zaczęłam z nią pracować z dwutygodniowym poślizgiem. Oczywiście nikt z tego powodu nie rozpaczał... 

"Trzech panów w łodce" ["Syzyfowe prace 3]

System oświaty w Polsce od bardzo dawna nie budzi entuzjazmu. Odkąd pamiętam zarzuca mu się, że jest skostniały, przeładowany i archaiczny, że ma się nijak do rzeczywistości za oknem. Trudno się z tym nie zgodzić, tym bardziej jeśli hobbystycznie siedzi się w najnowszych publikacjach z dziedziny zarządzania i czyta raporty dotyczące tendencji w rozwoju świata. Z tym większym zadziwieniem przyglądam się temu, co wymyśla MEN. Jeśli miałabym to zwizualizować, to "trzech panów w łódce, nie licząc psa" usiłuje kijem zawrócić Wisłę. Świat sobie, a oni z uporem maniaka pod prąd ku temu, co minęło bezpowrotnie. Czasem tak się zastanawiam, że może warto byłoby im krzyknąć na tę łódkę, że to Eldorado, to nie w tym kierunku. Wydaje się, że zajęci zaklinaniem rzeczywistości nie dostrzegają, że nawet najśmielsze wizje futurystyczne nie przewidują opcji życia w przyszłości z wiedzą i mentalnością ludzi średniowiecza. Czym się kończy taki mariaż, można prześledzić we francuskich komedyjkach. 

Kiedy umysł śpi... ["Syzyfowe prace" 2]

źródło: https://mnki.pl
 Tym razem nie zdążyłam się przygotować. Po prostu robota mnie zawaliła. Kiedy o 7.50 we wtorkowy poranek odpalałam komputer, w mojej głowie było tylko marzenie o mocnej kawie i...totalna pustka jeśli chodzi o cel i przebieg najbliższej lekcji. W zaspanym mózgu kołatała się pomięta myśl, że chyba w tej klasie to ja już te Syzyfowe... zaczęłam. Ale co to ja ostatnio z nimi robiłam? Co miało być dziś? Całkowita amnezja wzmocniona brakiem kawy i ciśnieniem skłaniającym raczej do drzemki niż wysiłku intelektualnego. 
Bezmyślnie zaczęłam przeglądać plik w komputerze, w nadziei, że znajdę jakiś sensowny gotowiec z poprzednich lat. Jak na złość wszystko nadawało się raczej na lekcje w klasie, a nie onlajny. Kiedy już traciłam nadzieję na ratunek, wpadło mi w oczy zdjęcie, które kiedyś ściągnęłam do jakiegoś spektaklu. Deus ex machina. Za dwie ósma.

Historia magistra vitae, czyli jak odkurzyć "Syzyfowe prace" [1]

 

Jest taka lektura szkolna, która przyprawia o dreszcze nie tylko uczniów, ale i wielu nauczycieli. Cytując klasyka "jak zachwyca skoro nie zachwyca". Dzieciaki borykają się z niezrozumiałym dla nich językiem, brakiem kontekstu historycznego oraz powolną, nudną akcją. Nauczyciele, jak ten Upiór z II cz. Dziadów, rok w rok przeżywają swoją własną szkolną traumę  i zastanawiają się po cholerę mają to omawiać. Wszyscy zainteresowani najchętniej by ją z kanonu wyrzucili, ku powszechnej radości kolejnych pokoleń. Tytuł, iście adekwatny do prób omówienia tego arcydzieła literatury, trzyma się na liście "bestsellerów edukacyjnych" od roku 1949, balansując między lekturą obowiązkową a uzupełniającą. 

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie dziadowanie w Teamsach będzie

 


W tym roku spóźniłam się na dziady. Tak bardzo pochłonęło mnie zgłębianie z klasą 7. poezji Kochanowskiego, że...kalendarz nas zaskoczył. Wystartowaliśmy ze świętem zmarłych z dwutygodniowym poślizgiem i w dodatku w wersji on line. Szlag zatem trafił moją wizję czytania utworu w ciemnej, pełnej pająków szkolnej piwnicy, do której wiodą upiornie strome, ponure schody. A miało być tak klimatycznie...

Jak wygrać z gołębiami?

 


Kiedy zaczynałam swoją przygodę jako nauczyciel i instruktor teatralny, pojechałam z moimi gimnazjalistami na warsztaty prowadzone przez Adama Hanuszkiewicza. Po zajęciach miałam okazję chwilę porozmawiać z reżyserem. Nie wiedziałam wtedy, że dostałam od mistrza jedną z najważniejszych lekcji pedagogicznych. Hanuszkiewicz  powiedział mi wtedy, żebym zawsze pamiętała, że młodzież ma taki stosunek do wieszczów, jak gołębie do pomników. 
Kiedy patrzę na listę lektur i czuję trupi odór unoszący się nad kryptą martwych treści, od razu przypominam sobie tamto spotkanie. Co, do jasnej Anielki, obchodzi współczesne dziecko jakiś pułkownik umierający w lesie albo rozkminy o zaletach lipy. Jakiej lipy? Połowa klasy nie odróżnia sosny od klonu, a jabłka wg nich biorą się z supermarketu. Nauczyciel musi więc wykonać istną mission imposible - zainteresować uczniów czymś, co ich zupełnie nie rusza.